Na jednym z ostatnich lotów „na pusto”, zobaczyłem, że stewardessa czyta książkę. Kiedy się jej zapytałem co takiego czyta, pokazała mi okładkę. Zainteresowałem się nią i kiedy ostatnio byłem w empiku kupiłem ją. Książkę, nie stewardessę…
Od razu muszę przyznać, że książka napisana jest wspaniale. Przeczytałem ją na dwa posiedzenia, w dwa dni. Poruszonych w niej jest kilka tematów: rozwój zawodu stewardessy w Polsce, rozwój procesów szkolenia, pozycja „Balbin” w społeczeństwie, oraz to, jak żyło się w tamtym ustroju, jak trzeba było kombinować, żeby coś mieć, oraz to, jak działały służby i jak donoszono na siebie. Na początku jest wzmianka o początkach lotnictwa i moim zdaniem jest to najnudniejsza część. Najlepsza, to ta, gdzie różne stewardesy wypowiadają się na temat poziomu bezpieczeństwa i tego jak władze tuszowały wypadki. Jak bały się latać, zwłaszcza po głośnych wypadkach ILów-62. Po prostu masakra. To, co się działo wtedy, jest nie do pomyślenia teraz. Zresztą wtedy też, dlatego próbowano to tuszować. Jeżeli interesujecie się lotnictwem komunikacyjnym, lub jeżeli pracujecie „w branży” to naprawdę musicie to przeczytać.