PORADNIK #1. Jak zostać pilotem PART 1

Umówmy się. Co oznacza zostać pilotem? Na potrzeby tego tekstu oznacza to to, co rozumie większość ludzi zadających to pytanie, czyli: co trzeba zrobić żeby zasiąść za starami „dużego” samolotu. „Dużym” zaś samolotem nazwiemy zaś ATRa, Dasha, A320, B737, itp. etc., czyli generalnie coś, czym latają zwyczajni ludzie na wakacje, lub do pracy.

Droga, żeby zostać takim pilotem jest długa i nie jest usłana różami. Na domiar złego, obecnie, perspektywa zatrudnienia świeżego pilota, zaraz po skończonych kursach, jest, oględnie mówiąc, mizerna. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Ponoć. Dlatego uważam, że warto, pomimo, że będzie to kilka ładnych lat wyjętych z życiorysu (powiedzmy, że 5 lat) – taka odsiadka, ale z perspektywami. Poza tym będzie fajnie. Będziecie latać. Osobiście, coraz bardziej dostrzegam jednak minusy. Koledzy mają dzieci, żony, domy, a ja poświęcam się na to, żeby moim dzieciom było w przyszłości lepiej, a okazuje się, że mogę wcale ich nie mieć. Wniosek z tego jest taki, że może się okazać, że pojawią się u Was chwile zwątpienia co do sensu dalszej egzystencji. Ale może, po prostu, mój przypadek jest jakiś dziwny. Zależy to chyba od tego, czego oczekujecie od życia. Jak marzycie o rodzinie i domowym ognisku, to naprawdę może się okazać, że będzie Wam bardzo, bardzo ciężko. Poza tym, zależy jak zaczynacie tą przygodę. Ja zaczynałem od zera. Naprawdę od zera. Miałem problem, żeby kupić sobie bilet na autobus, żeby pojechać na lotnisko i popatrzeć na samoloty. Jakby ktoś 8 lat temu powiedział mi, że w 2014 roku będę w stanie pojechać na lotnisko (swoim samochodem!) i wziąć sobie samolot, żeby nim polatać dla przyjemności parę godzin, to powiedziałbym, że jest chyba uzależniony od narkotyków. Ale okazuje się, że systematyczna realizacja marzeń i dążenie do nich, nawet w Polskich ekonomicznych warunkach, jest możliwa.

 Dobra! Do rzeczy!

 Drogi są dwie, lub co bardziej mi tutaj pasuje: dwie i pół.

Pierwsza i moim zdaniem najlepsza droga, której nie wybrałem, bo w czasie, kiedy trzeba było podjąć decyzję, uważałem, że jestem za głupi i nie dam sobie rady (naprawdę tak myślałem wtedy, a nie miałem nikogo, kto wyprowadziłby mnie z błędu, lub popchnął do przodu mówiąc: „zrób to!”), co było największym błędem mojego życia, jest wybranie się na uczelnię, która oferuje zdobycie licencji pilota w zakresie studiów. Jest kilka uczelni, które oferują swoje usługi w zakresie szkolenia przyszłych pilotów. Zapewne wszyscy słyszeliście o szkole „Orląt” w Dęblinie (http://www.wsosp.pl). Jest to jednostka szkoląca pilotów wojskowych, chociaż z tego co wiem, są też opcje dostępne dla cywilów w zakresie studiów podyplomowych. Tutaj ciężko jest mi się wypowiedzieć w temacie funkcjonowania tej organizacji, bo w zasadzie, jak teraz myślę, to nie znam nikogo kto ją ukończył… tutaj problem jest potencjalnie jeden, który widzę, bo nie wiem, czy kończąc szkołę wojskową dostanie się licencję „cywilną”. Chociaż zapewne, nawet jak nie dostaniemy licencji cywilnej, to można wojskową jakoś skonwertować, ale tematu nie znam. Pomimo wszystko, uważam, że opcja jest ciekawa, bo można latać w wojsku, co da nam pewną misję życiową. Nie mówiąc już o tym, że latać F-16 czy Migami 29 może być fajnie, podobnie z C-130 i śmigłowcami. Następną szkołą jest Państwowa Wyższa Szkoła Zawodowa w Chełmie (http://cl.pwszchelm.pl/), która od niedawna również szkoli pilotów, dodatkowo cywilnych. Lotnisko, z którego latają nazywa się Depułtycze Królewskie – ładna nazwa… Trzecią i zarazem ostatnią szkołą szkolącą pilotów jest Politechnika Rzeszowska (http://wbmil.prz.edu.pl/) – tą opcję polecam najbardziej. Nie znam co prawda pilotów po dwóch pierwszych szkołach (albo znam słabo i nie wiem co kończyli), ale znam za to kilku po Politechnice Rzeszowskiej. Naprawdę zrobią z Was tam mężczyzn ( no chyba, że jesteście kobietą, to wtedy nie… chyba…), którzy znają się na swojej robocie. Minus całej zabawy w studia jest taki, że są bardzo wysokie kryteria przyjęć, tzn. trzeba się wykazać zdrowiem (szczególnie w Dęblinie) oraz wiedzą. Co do tej ostatniej to sprawa jest o tyle skomplikowana, że na tych uczelniach najczęściej trzeba iść na kierunek o nazwie ” mechanika i budowa maszyn” a następnie po 1,5 roku są zapisy na specjalizację pt. „pilotaż”. Może się okazać, że po półtora roku nauki nie dostaniemy się na pilotaż i skończymy jako mechanik lotniczy, lub darujemy sobie dalszą naukę w tym kierunku, tracąc półtora roku życia. Oczywiście nie muszę pisać, jaki jest tam „wyścig szczurów” przez te półtora roku?… Ale to raczej dobrze: latają najlepsi… słyszałem też, że Eurolot ma ponoć do pracy przyjmować w pierwszej kolejności pilotów po Rzeszowie. Ale to już nie ma znaczenia, bo z tego co wiem dni Eurolotu są już policzone…

 Dobrze! To była pierwsza droga. Omówiona dosyć pobieżnie, gdyż jej nie znam dobrze, bo jak pisałem wcześniej, sam nią nie kroczyłem.

 Pozdrawiam.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *