Kolejny raz na torze.
Tym razem na tor zabrałem jednego z kapitanów: mojego serdecznego przyjaciela Irka, który przyjechał z Żoną i córką. uskuteczniliśmy szaleństwo. obsługa toru powiedziała, że po naszych jazdach zrobiliśmy większy bałagan na torze niż po całym weekendzie imprez driftowych… to raczej nie był komplement… cóż… ja się uczę, a reszta mojej ekipy po prostu chciała zobaczyć jak to jest wpaść w poślizg przy dużej prędkości. człowiek wtedy naprawdę nabiera szacunku do samochodu i pokory na drodze.
cały czas mnie zaskakuje, że po tym co robię tej mazdzie, ona cały czas działa i nic się nie psuje. Normalnie aż trudno mi w to wierzyć… masakra…