Bardzo ciekawy film, oparty na faktach, o początkach podboju kosmosu. Dodatkowo, moim zdaniem, jest w nim smaczek, który nadaje całości naprawdę ponadczasowy wymiar. Tym smaczkiem jest wpleciona w fabułę biografia (a w zasadzie kawałek biografii) Chucka Yeagera. Oczywiście nie muszę chyba pisać, kto to jest Chuck Yeager? Ale napiszę… na wszelki wypadek. Jest to człowiek, który jako pierwszy pokonał barierę dźwięku w eksperymentalnym samolocie Bell X-1. Człowiek, który ma jaja z dwudziesto-cztero karatowego złota. Kiedy jego kumple ( Shepard, Glenn, Cooper i inni) pchali się do programu kosmicznego, Yeager stwierdził, że nie ma na to ochoty, bo prawda była taka, że w tamtym okresie „pilot” kapsuły, wysyłanej w kosmos, nie był pilotem w naszym rozumieniu, a po prostu kimś, kto siedział tylko w środku i modlił się o przeżycie (początkowo w kosmos wysyłano zwierzęta). Chuck wolał być u steru, sam ryzykować na własny rachunek. Wymowna jest scena na koniec filmu, kiedy „piloci” z programu lotów kosmicznych „Mercury” byli witani po powrocie na ziemię jako bohaterowie, tłumy wiwatowały, szampan lał się litrami, a Chuck, w tym samym czasie rozwalił na pustyni samolot XF-104, który testował, cudem unikają śmierci. Po katapultowaniu się i twardym lądowaniu, po prostu wstał, otrzepał się z kurzu, wziął do ust gumę do żucia, i z typowym dla niego uśmieszkiem ruszył w stronę cywilizacji…. prawdziwy twardziel, któremu zależało tylko na łamaniu barier, testowaniu samego siebie i samolotów, powierzonych pod jego „opiekę”. Naprawdę polecam film, pomimo, że są w nim, tzw. dłużyzny (cały trwa grubo ponad 3 godziny…).