PORADNIK #5. Jak zostać pilotem PART 5

  Ostatnio skończyliśmy na tym, że zrobiliśmy licencję PPL w aeroklubie i zastanawiamy się, co dalej. Wiemy, że musimy dolatać jakieś 120-130 godzin, zanim udamy się na szkolenie do licencji zawodowej. Jak to zrobić? Co zrobić jak już je dolatamy?

 

Dlaczego tak nalegałem i nalegam, żeby szkolić się w Aeroklubach? Wiele osób zarzuci mi, że obecnie większość klubów to komunistyczny beton, że powoli chylą się ku upadkowi itp. etc. Powiem tyle: To pieprzona nieprawda. Dla was, jako stawiających pierwsze kroki, polecam znaleźć aeroklub blisko domu, ale trzeba się upewnić, że w tym klubie jest możliwość np. holowania szybowców, wywożenia skoczków. Chodzi o to, żeby było widać, że klub żyje. Wtedy, kiedy zrobimy tam PPL, to ludzie będą nas znali i będą wiedzieli, że potrafimy latać klubowymi samolotami, że znamy lokalne procedury itp. Jak zapiszemy się do klubu, to będziemy mieli szansę na życie w lotniczym środowisku. Poznamy ciekawych ludzi, spędzimy miło czas na imprezach, grillach, itp. Zaczniemy żyć lotnictwem. Sprzątanie w hangarze, łatanie lotniska po przejściu chmary dzików, da nam szansę na obcowanie ze sprzętem, rozmowami z mechanikami, instruktorami. Można się w ten sposób naprawdę wiele nauczyć. Jeżeli natomiast pójdziemy do ośrodka, to instruktorzy powiedzą nam to, co mają powiedzieć, a pani księgowa wyśle wam fakturę i tyle będzie z waszego lotniczego życia… Wracając jednak do opcji klubowej. Policzmy sobie pieniądze. Obecnie, będąc członkiem sekcji samolotowej jednego z klubów, płacę 350 PLN za godzinę lotu C-150 z paliwem. licząc, że mamy do wylatania powiedzmy 120h, to wychodzi to 42000 PLN. Czy latanie C-150 przez ponad 100 godzin to dobry pomysł? Moim zdaniem bardzo słaby, ale jeżeli nie macie innej opcji, oraz pieniędzy na latanie innym samolotem, to może się to wydawać jedyną, najtańszą opcją… Czy możemy coś z tym zrobić? Oj możemy. Jeżeli w naszym klubie będzie odbywało się holowanie szybowców, możemy się zaczepić jako holownik. Jednak zanim zacznę dalszą część, chciałbym przypomnieć, że opisuję tutaj to, co sobie sam wykombinowałem, oraz drogę, którą sam kroczyłem. Opcji jest naprawdę bardzo wiele. Trzeba tylko troszkę pokombinować, popytać, policzyć. Bądźcie kreatywni! To się naprawdę opłaca – zobaczycie za chwilę. Czyli tak: możemy dolatać 120h C-150 i zapłacić 42000 PLN. Staniecie się wtedy, jak mówił mój kolega: „Wirtuozami Cessny, mistrzami krótkiego pasa”… Zdecydowanie lepiej pomyśleć o innym samolocie – bardziej wymagającym, posiadającym troszkę osprzętu, którego obsługa pozwoli wam na stopniowe zgłębianie wiedzy (bo jak po C-150 od razu do szkolenia do CPL/ME wsiądziecie do PA-34, to gwarantuję wam, że wasze szkolenie nie zamknie się w minimalnej liczbie godzin, co w efekcie sprawi, że dostaniecie po kieszeni, oraz po swoim samopoczuciu, kiedy instruktorzy będą ciamkać z niezadowoleniem na wasz widok). Takim „osprzętem” jest Np. obsługa zmiennego skoku śmigła, samolot z tylnym kółkiem ogonowy (tzw. taildragger), chowane podwozie, ciekawa awionika, etc. itp. Ja miałem opcję holowania szybowców na PZL-104 „Wilga”. Okazało się, że można w moim klubie holować szybowce za darmo. Więc macie nalot i doświadczenie na ciekawym samolocie za free. Za wyszkolenie się na ten samolot wg programu aeroklubu trzeba jednak zapłacić. Dla mnie było to 11 godzin, po 740 PLN za godzinę, co daje 8140PLN. Ale w ciągu dwóch sezonów wylatałem około 50 godzin. Resztę z tych 120 dolatałem na C-150, bo chciałem sobie polatać dalej, niż tylko z szybowcami nad lotnisko lub jego okolice. Czyli wyszło tak. 11h: 8140 PLN, 50 godzin za free, reszta, czyli 59 godzin na C-150 za 20650 PLN. Podsumowując: za opcję latania jako holownik, i dolatanie tych naszych 120 godzin zapłaciłem w sumie 28790 PLN a nie 42000 PLN na samej C-150. Czyli zyskałem 13210 PLN! Jakie są wady tego rozwiązania? Pierwsza jest taka, że jak napisałem, zajęło to dwa sezony. Czyli dwa lata, zanim zrobiłem nalot. Ale nie uważam tego czasu za straconego. Może kiedyś opiszę jak to jest być holownikiem… Naprawdę polecam taką opcję. Kolejną wadą jest czas, ale w ujęciu życia poza pracą i lotniskiem. Typowy weekend wygląda mniej więcej tak: W sobotę o 5-6 rano meldujecie się na lotnisku, wyciągacie samolot, przygotowujecie go, sprawdzacie, tankujecie, wypisujecie kwity, itp. Potem latacie. Jeden lot to około 4-10 minut. Potem czekacie na kolejny lot, może to być od razu, a może trzeba będzie wyłączyć silnik i poczekać jakieś np. 20 min na następną okazję startu. Siedzicie wtedy albo w kabinie, albo koło skrzydła w cieniu, jak w kabinie jest 400C i zastanawiacie się, co wy u licha robicie ze swoim życiem… potem, po lotach, czyli o 19:00, myjecie samolot z much i oleju z silnika i chowacie go do hangaru, po to, żeby w niedzielę znów przyjść na 5-6 pod hangar… w efekcie, jak w tygodniu pracujecie, to przez weekend nie ma opcji odpocząć i spotkać się z najbliższymi. Ile więc polatacie w taki weekend? jak jest dobrze, to w sumie z 6 godzin. Czasem 7, ale bywało tak, że z przygotowanym samolotem czekałem w desperacji cały dzień i nie zrobiłem ani jednego startu… to tyle wad, przynajmniej ja nie widzę więcej… albo nie! Mam jeszcze jedną: wyskakując z „Wilgi” podarłem sobie 4 pary spodni… Zalety? Taka opcje jest dla nas tańsza! Poza tym latając jako holownik nauczyłem się latać „Wilgą”, która jest naprawdę trudnym samolotem, zwłaszcza dla kogoś, kto przesiadł się z Jankeskiej Cessny. „Wilga” jest zrobiona w typowy Polski, komunistyczny styl z lat siedemdziesiątych… To tak, jakby do fiata 125p wsadzić 1000 konny silnik. Wszystko się trzęsie, ma się wrażenie, że silnik zaraz się zatrzyma, że zaraz coś odpadnie. A do tego dochodzi lądowanie tym czymś w czasie bocznego wiatru… Najgorsza jednak w lataniu „Wilgą” była myśl, która nachodziła mnie podczas każdego startu: „K***a! Wystartowałem… to teraz nie ma już innej opcji… będę musiał tym wylądować…”.

 Dobra. Do tej pory omówiliśmy opcję, na moim przykładzie, zdobycia licencji PPL(A) oraz zrobienia nalotu, który umożliwia nam rozpoczęcie bardziej zaawansowanych kursów. Pamiętajcie, że to nie jest jedyna opcja… kombinujcie, pytajcie, liczcie kasę i to, co za nią jesteście w stanie zrobić. Pamiętajcie, że nie liczy się tylko sama kasa, tylko coś ciekawego co jesteście w stanie za nią zrobić… zdobyć jakieś doświadczenie poza lataniem C-150. W następnym wpisie z cyklu „Jak zostać pilotem”, opiszę co dalej.

 Pozdrawiam.

 

Jedno przemyślenie nt. „PORADNIK #5. Jak zostać pilotem PART 5”

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *